poniedziałek, 14 lipca 2014

Strach przed nazwaniem

Nawet nie umiem opisać tego, co się faktycznie dzieje. Nie w głowie, ale na zewnątrz. Abstrakcyjność tego jest tak wielka, że brakuje słów. Takie rzeczy nie zdarzają się w kumulacji. Nie jestem przygotowana na to życie. Czuję jakbym dostała takie życie w stylu Ibuprom MAX Zatoki w kapsułkach, kwintesencję życiowego żartu.

Obiecałam sobie, że rozwiode się, kiedy nie będę miała o czym rozmawiać z Mężem. Wiele zniosłam, ale zawsze było coś do rozmowy. Nie  ma nic. Nie mówię. Nie rozmawiamy. Stawia mnie przed faktami, których nie umiem udźwignąć. Jak taki, że nie mam jak zapłacić za prąd, jest wezwanie przedsądowe i egzekucja komornicza. A on mówi "myślałam, że zatankujesz auto". Bo jedzie z K. na wakacje. Wakacje są za free, ale zatankować trzeba. Wybór. Prąd, pełny bak czy jedzenie. Czy net? Płacę neta, bo to jedyne okno na normalny świat.Jeśli zabiorą mi to, nie będzie już nic. Nie mam zbudowanego wewnętrznego punktu oparcia.

Mój syn ledwo przeżył. Cieszę się. Dlaczego w ślad za tym idzie rozmyślanie o ubezpieczeniu??? Bo sytuacja jest tak podła, że gorzej być nie może.

Ta myśl nie powinna się pojawić. Nigdy.

Jezu.

Rok temu łyknęłam parę tabletek. Żeby pokazać tylko. Nie pokazałam niczego. Nie wiem jak obecnej sytuacji odejść od męża i czy autyzm syna i labilność drugiego nie pognębi się.

Poszukuję w necie mężczyzny, z którym kiedyś się całowałam. Wtedy czułam, że zadbałby o mnie. Oddałabym się za poczucie bezpieczeństwa. Niestety do tej myśli dojrzałam tez zbyt późno. Kiedy już władowałam w ciało mnóstwo węglowodanów i śmieci i nie mam nic do zaoferowania.

Gdzieś, wiem to na pewno, wykształcona jestem, w moim procesie myślenia jest błąd. Szewc bez butów chodzi. Nie wiem, gdzie ten błąd jest.

Chuj.



środa, 25 czerwca 2014

Wszystko w pakiecie

Tak sobie myślę ostatnio, że cała nasza czwórka jest dysfunkcyjna. Ja, dwie siostry i brat. Nic tu nie jest proste, nic szczere i wszystko z przypału. Po czym wnoszę?

Na przykład po tym, że kiedy mój brat dostał wezwanie do urzędu skarbowego za PIT, który rozliczałam powiedziałam o jaka sprawę pewnie chodzi, o jego pracodawcę, który najpewniej nie złożył korekty pitu albo urząd jej jeszcze nie przeanalizował. A brak ryknął na mnie "Już lepiej nic nie mów, sama nie wiesz, o co chodzi". Sama radość, doprawdy. Spierdalaj, pomyślalam. Licz sobie te PITy sam, w dupie to mam.

Siostra nie przyszła na Dzień Ojca, bo "odpoczywała". Musiała poprzytulać się do kota. A naprawdę, to nie jest asertywna i nie umie powiedziec wprost, że nie chce, by ktoś jej mówił to i to, żeby nagabywał, by zamieszkała z ojcem.

Druga siostra ma teorię spiskową, zawsze przypisuje ludziom złe intencje.

A ja...?
Wiadomo.

W zeszłym roku skończyłam podyplomówkę: socjoterapię. Chyba bardziej dla siebie, niż z chęci terapeutyzowania własnych dzieci, w tym B. z aspergerem. Zresztą, zarówno jedzenie jak i prowadzenie bloga o niepełnosprawności to ucieczka od myślenia. Od ciagu myśli.

Teraz dojrzewam do terapii własnej. Nie jest to proste w naszym mieście, nie jest to proste dla ludzi, którzy dużo pracują. A ja nie chcę, by kolejne schematy przeszły dalej. Chcę sie wyzwolić.

Póki co ścigam swoje NAT-y. Przerywam ciag negatywnych mysli automatycznych, analizuję je, poprawiam, nadaję nowy bieg stosując kilka sztuczek z terapii schematów czy behawioralno-poznawczej. Sama chcialabym, gdy juz się sama wyzwolę, być takim terapeutą.

Wczoraj przeczytałam mailea od męża do jego pana od angielskiego, jak zwykle są na "ty" . Mail o tym,że imprezę zorganizować należy najlepiej wyjazdową, byle nikt nie truł i może wtedy panie by się otworzyły. Co to znaczy "otworzyły". Nie udało się pohamować myśli. Wkurw mnie ogarnął.

Smutno mi, bo taka a nie inna sytuacja finansowa i takie a nie inne głupie NAT-y powodują, że tkwię w gównie. Ja walczę. Mąż nie próbuje.

Znów brak na chleb i na kwiatka dla nauczyciela.
Uciekam do netu.



niedziela, 1 czerwca 2014

Przekroczenie granic

Niczego tak nie lubię jak lamania granic, przekraczania uprawnień w relacjach interpersonalnych. Mam 40 lat, jestem dorosła i mimo, że sobie w życiu radzę nie- świetnie, nie daje to innym prawa pouczania.

Wczoraj pouczył mnie NIKT WAŻNY. Kobieta, która jest ze mną w nikłej relacji przez brata li tylko. Na działce Nastolat kopał dół. Ma autystyczne spektrum, kopanie dołów go napędza a ja zezwalam mu na to.

Status działki nie jest jasny. Nieformalnie moja, formalnie brata. Brat częściej łazi i kosi. Dół był kopany teraz i w zeszłym roku.

I Panna NIKT, kobieta brata, z pretensjami do mnie. Że mogliśmy uprzedzić, jeden sms, że jest dół. Przychodzimy Po dwóch latach i dół!!! Skąd takie z dupy wysrane dane? I napędza się w monologu, ja milczę. Być może napędza ją milczenie moje, bo zagalopowuje się znacznie. Początek "nie moja sprawa" i "nie moja ziemia" i "nie chce się wtrącać" ma się nijak do tego, co wygaduje dalej.
Brat milczy, Mąż milczy, milczę ja zastanawiają się jak to ugryźć, co odpowiedzieć. Spokojnie mówię, że tak jak sama zaznaczyła na początku, to nie jest sprawa. Nakręca się i nakręca. Ja na to, że jak już wcześniej powiedziałam, nie jest to jej sprawa.

Rozmawiałam dzisiaj z siostrą o TEJ sytuacji. Ona, również DDD, próby samobójcze za sobą, mąż alkoholik wkładal jej głowę do piekarnika, po kilkuletniej terapii dla współuzależnionych, nie wie jakby się zachowała. Gdyby chodziło o M., mówi, byłaby nieobliczalna. Nie umie załatwiać spraw, konfrontować się.

Nie wiem, nie nauczyli nas tego rodzice.

Sprawa Panny NIKT nie jest tak oczywista jak się wydaje. Jej wybuch nie jest podyktowany tylko jej opinią, ale zauważam, gadaniem brata do niej na mnie. Technika Ojca mego, złamanego kutasa, egoisty pierdolonego, co to matkę zostawiał leżącą, krwawiącą i szedł się modlić lib na próbę muzyków. Ojciec właśnie stosuje technikę obgadywania kogoś do kogoś innego. Byle nie powiedzieć nic wprost. no i mój Brat. Od miesiąca coś się dzieje za naszymi plecami. I teraz nadał Pannie NIKT. O nas.

CZy powinnam pomowić z bratem, który wzruszył ramionami z przepraszającą miną za wybuch Panny?

wtorek, 6 maja 2014

What the fuck?

Dawno temu, w czasach, gdy Mąż pił więcej i bardziej kłamał, sprawdzałam jego telefon. Zamiast sie rozwieść, zamiast zadziałać. Nie wiem, czy nie szanowałam siebie?

Potem przestałam, bo uwierzyłam, że nie będzie kłamstw.

W związku  z tym, że przyłapałam Męża na kłamstwie dużego kalibru (co to za koperta? A nic, reklama przyszła. Taaaa, wezwanie przedsądowe) zalogowałam się na jego pocztę. Na poczcie katalog BANKI a tam ugody, nie-ugody, wezwania, harmonogramy spłat. Ja pierdolę! Zalegamy z czynszem, bo spłacamy pożyczkę, o której ups, zapomniał. I teraz to- katalog "BANKI".

I brakuje mi dystansu. Wyrzygałam wszystko. On wyrzygał mi moje kilogramy pod hasłem "widzę, że jesteś nieszczęśliwa" i "kocham Cię niezależnie", ale "Ty wracasz do tematu nadwagi".  Jak mam być szczęśliwa, skoro nie mam ani grama poczucia bezpieczeństwa. Komornik już ustawia się w kolejce, komornik za komornikiem, dla jasności. W spółdzielni zalegamy. Jestem Panią swojego losu? Czyżby? Jak mam się obronić? Pracuję i zarabiam, ale odziedziczone długi mnie zniewoliły a rozwód nie spowoduje, że znikną. Boję się, że skrzywdzę naszych chłopców a do autyzmu Pierworodnego trudno dokładać kolejny cios. Co mam zrobić? Nie spłacę, nie pomogę - będzie deja vu. Mąż nie będzie miał całej pensji bo do usranej śmierci komornicy nas będą ścigać. Zapłacę znów zrobi to samo. Straciliśmy już dom a teraz mamy mieszkanie, które mamy sprzedać czy co?

Zupełnie nie wiem co mam zrobić. Wyprzeć się? Przecież jak się wyprę pomocy, to jakbym nóż w plecy sobie sama wbijała. Sobie lub dzieciom. Nie uważa się za człowieka chorego, nie widzi problemu. Ja mam problem- bo jem. On nie - chociaż robi długi. Osobie takiej jak Ja trudno ocenić sytuację i podjąć decyzję. A może postawić jednak wszystko na jedną kartę?

Rozwieść się?

Gdybym miała większe poczucie własnej wartości... A tak nie wiem, co robić. A decyzję czy swoje stanowisko w tej sprawie muszę podjąć sama.

Pozostaje kwestia taka, że ja sama podejmuję złe decyzje, alogiczne. Nabieram się na słowa Męża "będzie dobrze". I nigdy nie jest, bo za tym wszystkim stała kolejna i kolejna pożyczka. Gdybym wiedziała nie kupowałabym sobie butów za 300 zł. A przecież haruję jak wół, chcę mieć szczyptę luksusu.

Mam na szyi pętlę finansową, niewatpliwie. Ale to, co się bradziej zaciska, to coś innego, moja nieumiejętność realnego spojrzenia wykalkulowania i podjęcia decyzji. Oto, żeby osiągnąć punkt X muszę zrobić rzecz Y. A nie ulegać facetowi, ktory sam ma problem.

Czego się boję? Ano tego, że trzeba będzie wielu ludziom powiedzieć o sytuacji. Wielu nie zrozumie. Nie chcę upokarzać Męża, wyciągać brudów.

Muszę wyciagnąć kartkę i spisać fakty. Do czego mnie to doprowadziło? W zeszlym roku wzięłam garść przeterminowanych tabletek, bo poszło mi ciśnienie, WKURW. Mąż podjął decyzję finansową sam. Pogrążającą.

Muszę zrobić coś z tym, że szkodzę sobie. Zażeram się i nie przyjmuję leków. Ha, najpierw mam chęć znów bycia dobrą dla samej siebie i brania regularnie leków. I nie biorę. Pół biedy, że zapominam. Ja czuję jak coś absolutnie za mnie podejmuje decyzję. Stojąc przed szafką myślę "wziąć leki?" i nie biorę. jakby specjalnie. Taka książka jest "Dlaczego chcesz być gruba?". W niej postawiono pytanie, co mi daje bycie grubą?Jakie emocje ukrywa? Do czego potrzebne mi jest moje "nie-zdrowie"? Do tego, by litowali się inni? By ktoś zwrócił na mnie uwagę? Nie wiem właśnie. Do czego mi to jest potrzebne?  To jakaś choroba myśli jest. Myśleć o bieżącej chwili, widzieć podejmowanie prawidłowej decyzji i rezygnować z niej na złość sobie, w oczekiwaniu na ZŁO, chorobę, kilogramy, sikanie pod siebie. What the fuck?

Czy to ma coś wspólnego? Te moje nastawienie i to co mam aktualnie jako WŁASNE ŻYCIE?


niedziela, 4 maja 2014

Nastolat

Nastolat pyta się, ile jeszcze będę pisać książkę. Obala mit matki-pisarki. Kiedy spojrzę, siedzisz na facebooku.

Jestem nikim.

Przyatakowali wszystkie moje niedoskonałości. Skumulowało się. Wszyscy tacy doskonali.

Kiedy ja uciekam w jedzenie czy neta. Nie widzą plusów. Książka prawie skończona a gdybym się uparła z mojego facebookowego życia byłaby książka druga. Ale co ich to obchodzi?

Mówią, że kochają.

Mąż- domorosły psychiatra- wykpił wczoraj wszystkie moje strachy. Suma wszystkich strachów. Wykpił to, że mam genetyczną "skórę", wykpił kupowanie "leczących" z otyłości poradników. W to wszystko wplótł, że kocha.

Nikt mnie nie kocha. Mąż kłamie za plecami, łamie obietnice. Nie chcę tak, ale słowo na R niczego nie zmieni. Niech odejdzie, ale zabierze cały syf, który darował. Bo odejść i zostawić JEGO-SPRAWY byłoby po prostu nie fair.

Chciałabym, żeby mi choć raz podziękował za to, że wrzucił mi na głowę ten syf- SPADEK Z DŁUGAMI. Ale nie... On i jego rodzina uważają, że tak musi być. Że ja to zniosę. Nie mam sił sprzątac po kimś. Piję juz zbyt dużo, jem zbyt dużo, zbyt dużo uciekam w seriale. Nie ma  mnie w realnym życiu i nigdy nie będzie.

sobota, 3 maja 2014

Rzucamy książkami

Myślałam, że śpi... Rzucił kiążką o odchudzaniu. By udowodnić zapewne swoją rację. Że ja ponoszę odpowiedzialność za siebie. Może, nie wiem. Sprawa DDD nie wyszłaby, gdyby nie problemu NAPRAWDĘ_WIELKIE_PROBLEMY.


Diagnoza DDD

Niech idzie spać. Niech idzie spać!

Udaje Mężczyznę który kocha. Niech zejdzie z oczu, niech zejdzie.

Krzyczy na mnie. Wielki Mąż, wielkie chodzące DDA. Śmy się dobrali. DDD z DDA!

Że kocha. Że obwiniam innych szukam wymówek. Że jemu przeszkadza, że ja jem. Że umrę. A on kocha.

Rzucam szklanką, nie trafiam. Ryczę, nie ryczałam tak nigdy. Nie widzi, że brak filaru. W lodówce nie mam nic, grozi nam eksmisja. Nie chce dorosnąć. Widzi, że ja jem i obwiniam. Nie widzi, że sam żyje na luzie. Że czyns nie jest zapłacony, że długi rosną. Nijak nie ma nadziei. Sytuacja się powtarza.

Jeden, chcę choć jeden filar. "Nawet gdy są dzieci wybierzesz neta..."

"Dumny byłem, kiedy chodziłaś na kijki..."

"Rozmawiałem z K.Nie chcę być obwiniany, że to przez mnie."

 - Pytasz się- ja na to- alkoholiczki?

Nie rozumie, że alkoholizm K. i moje obżarstwo, to jedna strona medalu. DDD.

Zamykam się w łazience, przybiega, Kocha niezależnie od masy. Za dwa lata mnie nie będzie.

Błagam, daj mi chociaż jeden filar. Jedną nogę od stołu. Nie ma nogi. Nie ma nogi.

Przypominam Zaajebistemu chwile gdy mnie ranił. Nakładam na głowę koc. Rana na zszytej powiece zaczyna piec, może szwy puszczają. "Chciałbym, żebyś poroniła..." powiedział kiedyś.

Tyle rzeczy powiedział.

"Wiem, że byłem gnojkiem"

Niech da mi filar a nie krzyczy. Nie obwiniam go za to, że jem, Obwiniam go za to, że nie dorósł.

Nie chcę tych diamentów i szafirów, co dał wtedy a już chwilę później nie było na chleb.

Doprawdy Królewiczu. Jesteś DDA, pijesz, łamiesz obietnicy i kłamiesz. Ja sprzątam po Tobie sprawy. Ale nie widzisz związku, nie widzisz. Nie widzisz powiązania. Jem, bo wtłoczyłeś mnie w syf.

Ciężki granit chyba mnie przygniata.

Idź dokąd poszli tamci...